Page 5 - GP_06_2008
P. 5
ary Zapomniane ofiary

52 1ro9c5z6nircoakuPowwsPtoalnitieachPnozicneaPńoszknieagńoskCizeejrwca

R anne czwartkowe godziny imienia Józefa Stalina”, to jednak zło- Zakładów Hipolita Cegielskiego, pa-
dwudziestego ósmego czerw- wrogi cień, cień piętna Stalina podążał dły przez lata tłumione słowa prawdy.
ca 1956 roku w Poznaniu, wraz z nimi. I choć śpiewano pieśni pa- Te słowa, słowa prawdą skrzydlate to
zdawały nie różnić się od minionych triotyczne, pieśni religijne to jednak na także pierwsza fraza dramatu. Drama-
porannych godzin, poprzednich czerw- przemarsz pochodu spojrzawszy szep- tu, który rozpęta się teraz na bruku ulic
cowych dni. O świtaniu, jak co dzień, tał pobladły przechodzień: „…zapraw- miasta Poznania. Dramatu, w którym
ulice Poznania, ulice Wildy: Fabryczna, dę tak wyglądają ci, którzy wychodzą heroizm przeciw podłości stanie, od-
Bergera, Przemysłowa, Gwardii Ludo- z zakładów Józefa Stalina….”. Pochód waga przeciwko zbrodni.
wej, Feliksa Dzierżyńskiego, a także wkrótce wypełnił Rynek Wildecki. Wie-
Rynek Wildecki z wolna zapełniały się lotysięczny rząd spracowanych rąk Z wolna, dwudzielny już pochód od-
spieszącymi do pracy ludźmi. Pełzają- jego uczestników, mijając kościół pod dala się z Wildy. Już wiedzą idący - ich
ce wzdłuż szarych kamienic wychudłe wezwaniem Maryi Królowej kreślił znak celem jest plac Józefa Stalina. Jasną
cienie nocy niechętnie ustępowały krzyża: „W imię Ojca i Syna i Ducha falą pochód ogarnia miasto, rosnąc
przed brzaskiem poranka, a coraz licz- Świętego”... „W imię Ojca i Syna….”... w liczbę i w siłę, by wreszcie u celu -
niej zaludniające bruk ulic szare posta- „W imię Ojca..........”. Jeszcze przez mo- przestrzenią placu Stalina targnąwszy
cie wyrwanych ze snu przechodniów, ment wybrzmiewał stukot ostatnich już - zerwać sowieckie kajdany i złamać
przechodniów o szarych pooranych kroków, kiedy milczący od chwil kilku ubecki bat zniewolenia.
troskami twarzach, stopniowo zlewały pochód zastygł w bezruchu i w ciszy
się z szarością ulic, z szarością bruku, u zbiegu ulic Przemysłowej i Berge- Lecz minie jeszcze ćwierć wieku, nim
z szarością świtu, by złączyć się w jed- ra - tu, przed gmachem Politechniki ów znak krzyża, tu przed kościołem
ną, zachłanną falę szarości co brudną Poznańskiej. Ostatnie sekundy ciszy, pod wezwaniem Maryi Królowej, dłoń-
pianą, jak co dnia wsączała się w życie czas zawieszenia, w którym ten mo- mi uczestników pochodu uczyniony,
powszednie mieszkańców tamtej epoki. ment dojrzewał, by z wolna pochód wzrośnie Krzyżami Poznańskimi na
mógł ożyć. W tej chwili tak cichej pę- placu, co po wsze czasy dźwigać miał
I chociaż od dni kilku mówiło się kła uliczna obręcz milczenia. To tutaj piętno Józefa Stalina.
w mieście o buncie – to jednak nie- umarł cień piętna Stalina, gdy tylko
zwykły w tej porze dnia, narastający, znikło milczenie. Jakie słowa tu padły? Mija godzina 7.30 dnia 28 czerwca
rytmiczny stukot słyszany tu na Ryn- Blask jakiej prawdy rozproszył szarości 1956 roku. Zgiełk wokół gmachu Poli-
ku Wildeckim, stukot dobywający się i cienie? Jakaż skarga się wzniosła z ust techniki Poznańskiej z wolna ucicha.
z głębi ulicy Feliksa Dzierżyńskie- wyniszczonych, niewolnicom podob- Jeszcze chwil kilka i jasnym światłem
go, stukot drewniaków uderzających nych kobiet? Cóż wykrzyczeli odarci słońca spowite okolice Rynku Wildec-
o twardy uliczny bruk, stukot w drew- z godności, rozpaczliwie walczący kiego i placu Marii Skłodowskiej-Cu-
niaki obutych stóp rzeszy robotników o byt swoich rodzin ojcowie? A co ci rie osuną się w niezwykłą w tej porze
zakładów im. Józefa Stalina, nie brzmiał młodzi zapalczywi, pozbawieni nadziei dnia ciszę. I znów samotny przecho-
jak zwiastun zbrojnego powstania. Sza- na lepszą przyszłości robotnicy? Dziś - dzień dostrzeże, jak dźwiękiem dzwo-
re drelichy, stukot drewniaków, podob- choć wszystko to spowił kir zapomnie- nu spłoszona gromada gołębi, wzbije
ne twarze, podobne ruchy, puste dłonie, nia - dziś wiemy to wszakże, że to tu, się z wieży kościoła nad dachy, lotem
pochód co raz milknący, szare domy, u zbiegu ulic Przemysłowej i Bergera, gwałtownym kreśląc koła i znaki, by
szare ulice... I choć robotnicy wycho- na stopniach schodów gmachu rekto- wkrótce strudzona osiąść na pustych
dząc ze swego zakładu strącili z bramy ratu Politechniki Poznańskiej, w tym schodach wiodących do wnętrza gma-
kłamliwy, hańbiący ich napis: „Zakłady właśnie miejscu, z ust robotników chu Politechniki Poznańskiej.

Głos Politechniki | 3
   1   2   3   4   5   6   7   8   9   10